czwartek, 28 marca 2013

Ciąża i poród - czas wielkiego oczekiwania ;-)


No i...zaczęło się wielkie odliczanie ;-)

Całą ciążę wspominam bardzo dobrze, zupełnie bezobjawowy czas, jedyne co się we mnie zmieniało to brzuch, stawał się coraz większy i ogromniejszy...

W drugim miesiącu ciąży dopadło mnie przeziębienie a potem ostre zapalenie zatok.
Początkowo próbowałam leczyć się domowymi sposobami, jednak zamiast aby było lepiej, stan się pogarszał...
broniłam się przed przyjęciem jakichkolwiek leków, a szczególnie antybiotyków...
jednak po tygodniowej walce, poddałam się...
wiedziałam, że już nie ma wyjścia...
lekarz przepisał mi antybiotyk specjalny dla kobiet w ciąży, który jest całkowicie bezpieczny i tak po dwóch dniach wróciłam do żywych.


Tak poza tym, nie miałam absolutnie żadnych objawów ciążowych.

Funkcjonowałam na pełnych obrotach, niemalże do samego końca.
Z ogromnym brzuchem jeździłam na makijaże ślubne, nie zawiodłam ani jednej klientki!!!

Przy końcówce ciąży lekarz zalecił mi leżenie, gdyż brzuch był już tak duży i ciężki, że malutka istotka mogłaby się za szybko pospieszyć na ten świat... więc leżałam w tygodniu a w weekend praca ;-)

Tak się cieszę, że udało mi się pogodzić zarówno miłość do makijaży jak i miłość do nienarodzonej jeszcze córeczki.

Magdalenka miała przyjść na świat przez cesarskie cięcie...
data wyznaczona na 10.09.2012r.
dzień wcześniej do szpitala...

Przyznam, że byłam potwornie zestresowana.
Strach potęgował z godziny na godzinę... wiedziałam, że jesteśmy w dobrych rękach, jednak ja w zyciu nie miałam żadnej operacji i bardziej spowodowane to było niepewnością, strachem przed nieznanym...

Gdy pielęgniarka prowadziła mnie na salę operacyjną, czułam jakbym miała nogi z waty....
na sali wszyscy w świetnych humorkach, tylko ja przerażona...
potem znieczulenie... 
przy okazji dowiedziałam się, że coś mam nie halo z kręgosłupem, bo nie udało się mnie zacewnikować...
położyłam się...
podpięli mnie do aparatury...
zasłonili parawan... widziałam tylko jakąś niebieską płachtę materiału...
z tyłu głowy był monitor, który wyświetlał cieśnienie, tętno i mnóstwo innych rzeczy, jednak pani anestezjolog nie pozwoliła mi na niego patrzeć, bo on źle wygląda ;-)

pozostał mi zaledwie sufit... 

o czym wtedy myślałam?
najpierw o tym, że czuję jak mnie pan doktor dotyka...
zwróciłam na to uwagę, że chyba jeszcze nie zadziałało znieczulenie, bo czuję...
gdy przerażona drugi raz zwróciłam uwagę, wówczas pani anestezjolog mnie uspokoiła, że będę cały czas czuła dotyk ale nie będę czuła bólu i żebym się uspokoiła...
no ok...
potem?
czułam jak lekarze sobie odbijają mój brzuch jakby to była tylko piłka do gry...

a potem???

potem już słychać było pierwszy krzyk naszej dziewczynki!!!
łzy cisnęły mi się do oczu!!!
lekarz co chwilę z za parawanu pokazywał się i mówił, że mam śliczną dziewczynkę i bardzo dużą...

ktoś z prawej strony zapytał czy chcę ją zobaczyć?
no pewnie!!!
poproszono mnie o odwrócenie głowy w lewo...
po chwili pani dr przyniosła zawiniątko... odwinęła je... pokazała, że to dziewczynka i przyłożyła mi do policzka...
jaka byłam zła, że jestem taka związana...
udało mi się tylko ją pocałować w policzek... i łzy zaczęły płynąć już na całego!!!
a tak pragnęłam ją dotknąć!!!
była taka cieplutka i delikatna...

Po chwili zabrali ją do mierzenia i ważenia...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi będzie przeczytać od Ciebie komentarz...